Zanim ktokolwiek zostanie zwiedziony przez informację, że
Masochisia jest przygodówką point’n’click, niech najpierw upewni się, że temat
obłąkania i morderstw jest mu tematem miłym, a przede wszystkim, że ma 18 lat. Masochisię
docenią gracze wysoce emocjonalni oraz… wyraźnie skrzywieni. Może nie spodobać
się przeciętnemu fanowi point’n’clicków, a może nawet budzić odrazę.
W zależności od tego, kim jesteśmy, jakie przeżycia nosi
nasza własna historia i jak bardzo podatni jesteśmy na schizofrenię, tak dalece
spodoba nam się Masochisia.
Ta krótka, bo 3-godzinna niezależna gra zespołu Oldblood
wita nas ekranem informującym, że tytuł oparty jest na faktach. Prócz tego
ostrzega, że zawiera przytłaczającą tematykę, perwersyjny język oraz przemoc.
Po przejściu gry mogę śmiało stwierdzić, że wszystkie te groźby są uzasadnione.
Już pierwszy rzut okiem na otaczający nas świat oraz pierwszy „rzut uchem” na
przejmującą muzykę utwierdza gracza w przekonaniu, że nie jest to tytuł dla
każdego.
Zaburzenia, zaburzenia wszędzie!
Na świat przedstawiony patrzeć będziemy oczami Hamiltona –
chłopca, który nie ma przyjaciół, mieszka z ojcem katem, matką paranoiczką i
bratem masochistą. Dzieciak, który dorasta w takim otoczeniu prawie nigdy nie „wychodzi
na ludzi”. Nic dziwnego, że w pewnym momencie zaczyna widzieć i słyszeć rzeczy
niedostępne dla innych. Zaczyna dostawać polecenia od samego diabła, podającego
się za Michała Anioła. Czy Hamilton stawi czoło swoim demonom? A może uwierzy,
że jego przeznaczeniem jest zostać zwyrodniałym potworem, mszczącym się na
swoich oprawcach? Historia może zakończyć się dwojako, jednak ani jedne z nich
nie będzie zakończeniem dobrym. Z resztą, kto by się takiego spodziewał po grze,
w której ojciec mówi do syna „Przykro mi, ze pozwoliłem tej dziwce – twojej matce, aby wydała cię na świat”. Nasłuchawszy się takich inwektyw, dość prędko można
stracić nadzieję, że wszystko się ułoży. Tak więc zakończenie nie dość że jest
niekonwencjonalne to i zaskakująco… nagłe. Ale tego trzeba doświadczyć samemu.
![]() |
Nasz uroczy brat Walter i nasze "braterskie" pogadanki. |
Hamilton szybko zaczyna tracić zmysły. Od niespokojnego,
zastraszonego chłopca zaczyna przeistaczać się w podobnego ojcu potwora. Diabeł
utwierdza go w przekonaniu, że jego przeznaczeniem jest pomścić wszystkich
złych ludzi, a tym samym zyskać w oczach samego boga. Prócz rozmów z szatanem,
Hamilton rozmawia również z duchem pewnego chłopca, a także własną jaźnią.
Gra składa się z IV aktów, a przeplatane są one rozmowami z
kimś, kto na pierwszy rzut oka mógłby być psychiatrą Hamiltona, wypytującego go
o przeszłe wydarzenia. Jednak i tego nie możemy być pewni, ponieważ gra często
pozostaje w strefie domysłów.
![]() |
Psychoterapeutom już podziękujemy. |
Na wschód! Nie, na zachód!
Najbardziej upierdliwą rzeczą w Masochisii było poruszanie
się pomiędzy lokacjami. Aby zmienić planszę, należało przejechać ją cała wzdłuż
i wklikać się w hotspot aby przejść dalej. Skutkowało to sztucznym wydłużeniem gry,
a także wieczną frustracją, gdy musieliśmy poszukać kogoś w świecie gry. Kogoś,
kto mógł być absolutnie wszędzie i nie było co do tego wskazówek. Można było
rozwiązać to zupełnie inaczej, na przykład zastosowując szkic mapki, dzięki
której łatwiej byłoby się przenosić między lokacjami.
Co Hamilton ma w kieszeni?
Hamilton wielokrotnie dokonując haniebnych czynów zaburzy
tym samym swoja równowagę psychiczną. Z pomocą przyjdą mu wówczas tabletki i…
igły. Te drugie są morderczym mrugnięciem okiem od strony twórcy, bowiem
dotyczą bezpośrednio Alberta Fisha – zwyrodnialca, na którego historii się
wzorowano. Uwierzcie mi, nie chcecie go wygooglować, jeśli uważacie się za
ludzi niesplamionych - delikatnie mówiąc - nieprzyzwoitością.
![]() |
Gdy robi się gorąco - pora na ukłucie. |
O ile gra zalicza się do point’n’clicków to nie będziemy rozwiązywać
tu klasycznych zagadek logicznych, ani przedmiotowych. Jedynie pod koniec
piątego aktu będziemy zmuszeni zebrać 3 rzeczy rozsiane po całym growym
świecie. Znaleźć je nie było trudno, jednak przy tej okazji gra okazała się być
zabugowana, gdyż w momencie przerwania rozgrywki w akcie piątym, po ponownym jej
uruchomieniu itemy znikały.
Rusz głową, ale nie w standardowy sposób
Gra nie stanowi wyzwania pod kątem zagadek. Postawiono tu
bardziej na kontent emocjonalny, na przeżycia, jakie może przynieść jej
przerażająca tematyka. Wszystkiemu smaku dodaje przejmująca, niekiedy upiorna
muzyka w tle. Przechodząc między różnymi planszami możemy zauważyć, że każda z
nich ma swój oddzielny temat muzyczny. Utwory są naprawdę dobrze wykonane, a
każdy z nich ma charakter – nie został zrobiony tylko po to, aby w tle coś
brzęczało. Żaden z bohaterów nie mówi, jest to gra, którą zalicza się także
jako visual-novel. Z tego, że nie ma głosów zdałam sobie jednak sprawę po
ukończeniu gry. W żadnym wypadku ich brak nie przeszkadzał w odbiorze historii.
Pozostałe cechy udźwiękowienia jak skrzypiące majestatycznie drzwi bądź
huśtawki za domem oraz niepokojący szum rzeki spisały się na medal.
Jak wygląda diabeł? Bosko!
Kwestia grafiki może być sporna. Na samym początku daje
wrażenie robionej w pośpiechu i bez staranności oraz pomysłu. Jednak im dłużej
w grze, tym bardziej ta rysunkowa otoczka zaczyna zespajać się z tematyką. Nie
straszą tu elementy świata ożywionego, a elementy otoczenia takie jak przerażające
posągi, portrety, a także same postaci, których oczy są zawsze
puste. Świetnym elementem graficznie-akustycznym było też to, że w momentach
szczególnie agresywnych ekran monitora stawał w czerni, a gracz mógł jedynie
słyszeć wszystkie te działające na wyobraźnie dźwięki bata, rozcinanego mięsa
oraz łamanych kości. A wszystko to skąpane w błaganiach o litość…
![]() |
Diabolo pomidoro! |
Znalazło się miejsce, na easter eggi
Na pochwałę zasługuje także kilka smaczków. Wiele informacji
(których na szczęście nie musimy poszukiwać, aby ukończyć grę) zostało
zakodowanych w grze w postaci szestnastkowej. Ponadto wykorzystano tu zabieg
przemycania wiadomości audio za pomocą nagrywania ich od końca. Łatwo to
wychwycić podczas rozmów z diabłem.
Sama gra nie rozgrywa się jedynie w obrębie BIOSu. Porównać
ją można do swego rodzaju Malware, gdyż potrafi zostawić nam wiadomości .txt na
pulpicie wzmacniając poczucie osaczenia gracza. Na uwagę zasługuje także moment
w grze, kiedy mamy dokonać morderstwa na niewinnym dziecku. Jeśli zdecydujemy
się w tym momencie opuścić grę, na pulpicie dostaniemy wiadomość o treści „Do
you think you can just fucking quit?”. Świetna sprawa. Zagranie, z którym
jeszcze się nie spotkałam.
Tylko dla Masochistów
Masochisia to gra niewielka, ale za to z wielkim
przesłaniem. Gra krótka, ale na długo zostawiająca po sobie zamierzony niesmak.
Nie czaruje „wodotryskami”, ale potrafi nieźle namieszać w głowie, zwłaszcza
gdy zrozumiemy, że takie historie dzieją się wokół nas. Historie pełne psychoz,
cierpienia i zła. Historie, jak gdyby z innego wymiaru, o których wolimy
myśleć, że rozgrywają się jedynie na filmach. Tytuł obfituje w wiele dosadnych
tekstów i zasiewa niepokój w umyśle gracza. Udowadnia, że nie trzeba powalać
grafiką i dysponować funduszami produkcji AAA, żeby się podobać, a przede
wszystkim, żeby namieszać w głowie gracza jeszcze na długi czas.
![]() |
Posągi mają duszę. |
+ odważna tematyka
+ upiorne przedstawienie postaci
+ przejmujący soundtrack
+ bazuje na faktach
- po pierwszym morderstwie staje się nieco przewidywalna
- kiepskie zakończenia
- krótka - ze spokojem i korzyścią dla gry można by było pograć jeszcze kolejne dwie godziny
+ upiorne przedstawienie postaci
+ przejmujący soundtrack
+ bazuje na faktach
- po pierwszym morderstwie staje się nieco przewidywalna
- kiepskie zakończenia
- krótka - ze spokojem i korzyścią dla gry można by było pograć jeszcze kolejne dwie godziny
7/10
Data premiery: 09.10.2015