Kiedy ukazały się pierwsze informacje odnośnie dzieła
Natsume na PC, wraz z nimi pojawiły się wielkie nadzieje na hit pokroju Back to
Nature. Poniższa recenzja będzie często odnosiła się właśnie do tytułu z 2000
roku po pierwsze właśnie dlatego, że był tak dużym hitem, a po drugie dlatego,
że jest to jedyna część w którą grałam jeszcze przed Light of Hope.
Light of Hope to po raz kolejny symulator farmy będący
erpegiem z elementami ekonomicznymi. Choć wielu może nie rozumieć fenomenu gier
rolniczych, to trzeba przyznać, że cieszą się one wielką popularnością. Androidowy
Hay Day, bardziej realistyczny Farming Simulator od GIANTS Software czy właśnie
seria Harvest Moon mają niezliczone rzesze fanów, które nie wydają się kurczyć. Ich
popularności upatruję w mocno powtarzalnej, ale uzależniającej rozgrywce mającej na celu stałe rozwijanie sprzętu i okolicy. Harvest Moon ma przewagę nad podobnymi mu grami tym, że wkomponowano w
niego jeszcze tło fabularne. Harowanie od świtu do nocy w polu jest nieco
przyjemniejsze, jeśli wiesz, że możesz tu założyć rodzinę, lub przeżyć magiczną
przygodę. Czy Light of Hope pomoże nam taką przeżyć?
Niesiony przez fale
Naszego bohatera poznajemy kiedy na brzeg wyrzuca go morze.
Najwyraźniej jego statek się rozbił, a on sam zdryfował do Beacon Town,
miasteczka które już od dłuższego czasu nęka pustka i wyniszczenie. Przed kilku laty wyspę nawiedził ogromy sztorm, który zniszczył domy, a mieszkańców
zmusił do ewakuacji. Wszystkiego dowiemy się od pierwszej napotkanej przez nas
osoby – zielonowłosej Jeanne. Kiedy bohater wyzna, że chce się tu osiedlić,
ta z radością sześciolatki wręczy mu konewkę, kosę i jakieś zielsko do
zasadzenia i będzie życzyć powodzenia.
![]() |
Dyskryminacji brak. Farmerką też być można! |
Wkrótce w ręce bohatera wpadnie pewna tablica, która będzie
jednym z pięciu elementów, które będziemy musieli uzyskać w grze. Od Jeanne
dowiemy się, że są one potrzebne, aby w miasteczku znów zapanowała radość i
urodzaj. Sprawią, że latarnia morska, która od dwudziestu pokoleń należy do
rodziny Jeanne, zabłyśnie tytułowym światłem nadziei i przywiedzie do
miasteczka Bogini Urodzaju. Jak się okaże, nie będziemy jedynymi, którzy
szukają zaginionych tablic. Odkrywać je będziemy w miarę rozwoju fabuły, nie
będą to więc przypadkowe znaleziska wykopane na przykład w kopalni. Jedną z
tablic będziemy musieli wyłowić z morza, którego pomost musimy najpierw odbudować, a
żeby go odbudować trzeba jeszcze zdobyć pewne minerały, które dostaniemy tylko
ulepszając swoje narzędzia. Wszystko więc trwa, zwłaszcza że równie ważnym i
zarazem nieodłącznym zadaniem jest naprawianie domów byłych mieszkańców miasta,
aby mogli do nich wrócić. Dzięki temu do Beacon Town sprowadzą się powoli
wszelcy fachowcy i sprzedawcy, bez których nie ukończymy gry.
![]() |
Czary mary, niech stanie się... obora! |
Pieniądz robi
pieniądz
W zasadzie jak to zawsze z Harvest Moonie było, gra
sprowadza się do pozyskiwania pieniędzy, aby móc ulepszać sprzęt, rozbudowywać dom,
naprawiać budynki, kupować zwierzęta i sadzonki, które to ponownie przynoszą
nam pieniądze. Uprawiamy więc pole, zbieramy po okolicy kwiaty i inne płody
rolne, hodujemy kury, owce, krowy, łowimy ryby, pozyskujemy surówce w kopalni i
tak całymi dniami. W zasadzie nic nowego, prócz faktu że pozyskiwanie środków
odbywa się dużo prościej i szybciej niż w przypadku Back to Nature. Jest po
prostu łatwiej.
Wszystko to, co najlepsze?
Twórcy chwalili się, że ich wieloletnie doświadczenie pomoże
w stworzeniu Harvesta dobrego jak nigdy dotąd, który będzie miał do
zaoferowania wszystkie najlepsze rozwiązania serii. Czy tak jest? Nie mogę się
do końca na ten temat wypowiedzieć, jako że grałam jedynie we wspomniane Back to Nature,
jednak przyrównując Light of Hope właśnie do BtN muszę przyznać, że faktycznie wprowadzono wiele rozwiązań ułatwiających i uprzyjemniających rozgrywkę. Niestety pojawiły się rozwiązania (zwłaszcza graficzne), które wywołać mogą jedynie oburzenie.
Gra pozwala nam na wybranie płci bohatera, jego imienia oraz
dnia i pory roku urodzenia (nie miesiąca, gdyż czas w Harvest Moon standardowo podzielony
został na cztery pory roku). Prócz tych wyraźnie odróżnialnych okresów, może
nas spotkać także siedem wersji pogody, które mają konkretny wpływ na
pozostawione poza zagrodami zwierzęta, a przede wszystkim na rośliny. Na
zewnątrz może być więc słonecznie, deszczowo, śnieżnie, upalnie, mglisto,
burzowo lub zamieciowo. Kilka z tych warunków nie pozwoli nam nawet na wyjście
z domu. Z deszczu trzeba zwyczajowo się cieszyć, bo nie musimy wtedy podlewać grządek
i możemy zająć się na przykład kopalnią.
![]() |
Zabawa w kopalni nie bawi i jest mocno monotonna, a na dodatek - w przeciwieństwie do BtN - upływa w niej czas. |
Trąci smartfonem
Poruszając się po lokacjach, możemy używać suwaka,
oddalającego i przybliżającego scenę. Świetna sprawa, szkoda tylko że nie
możemy robić tego jakimś skrótem klawiszowym (strzałkami?), tylko sięgamy po mysz. Poza tym,
widok resetuje się na domyślną odległość za każdym razem, kiedy wychodzimy z pomieszczeń. Męczy więc gracza ciągłe sięganie po mysz, zwłaszcza że
poza obsługą suwaczka, jest ona w grze praktycznie zbędna. Dobrze
skonfigurowana klawiatura w pełni wystarczy nam do wygodnej zabawy. Pierwotne
ustawienia producentów były jednak jednak zupełną pomyłką. Co nieco poprawiono z
pierwszą aktualizacją, jednak nadal obstaję przy dostosowaniu klawiszy pod
siebie. W ogóle odnoszę wrażenie, że sterowanie myszą (bo generalnie też można,
lecz jest to jakaś abstrakcja) zostało do gry włączone tylko po to, żeby gra
wydawała się bardziej „pecetowa”. Nie mogę się także powstrzymać przed opisaniem
swojego wrażenia, jakoby gra powstała stricte pod urządzenia mobilne. Pierwsza
plansza opatrzona jest na przykład napisem „tap here” i w ogóle cała mechanika
jest zbyt uproszczona jak na potrzeby komputera. 8 klawiszy to wszystko, czego
będziemy używać.
Postęp gry zapisujemy poprzez udanie się
bohaterem do snu, co jest charakterystyczne dla serii. Możemy dodatkowo zapisać stan rozgrywki w dowolnym momencie
poprzez menu gry, w którym znajduje się także mapa. Szkoda tylko, że tę mapę
okolicy dostaniemy po około 3 godzinach gry. Niby wcześniej nie jest jakoś
szalenie potrzebna, bo do pewnego momentu wiele miejsc jest zablokowanych, ale
fajnie byłoby znać wielkość świata już na początku.
![]() |
Mapa jest ładna i czytelna. |
Bawiąc się w ziemi
Uprawiając ziemię pod rośliny po raz pierwszy, tworzyłam haczką
pola 3x3 jak miałam to w zwyczaju robić w odsłonie sprzed 17 lat. Było to
wówczas rozwiązanie najwygodniejsze, aby przy zbiorach móc dostać się do
możliwie największej ilości warzyw. Te wysiłki z Light of Hope okazały się
wkrótce niepotrzebne – w tym tytule możemy swobodnie przenikać przez zasiane
grządki. To duży plus. Dodatkowo, w momencie jakichkolwiek działań na naszej działce,
podświetla się nam się te pole (kwadracik), które np. zasiejemy. To także duże ułatwienie,
bo już nie pomylimy się i nie podlejemy tej samej grządki dwa razy. Gra nam z
resztą na to nie pozwoli. Nie musimy już jak wariat zmieniać narzędzi jedno po
drugim, bo gra wie, że na nowo stworzonej grządce możemy tylko coś posiać, a
jeśli jest już posiane to podlać, a jeśli jest już podlane to dać nawozu.
Wszystko jest uporządkowane, więc nie wysypiemy przez przypadek nawozu na puste
pole, tym samym go nie zmarnujemy. Prawy dolny róg ekranu informuje nas
dodatkowo ile nasion nam zostało a także ile razy podlejemy jeszcze wodę z
konewki przed jej ponownym napełnieniem. To też bardzo fajne ułatwienie.
Prócz uprawiania pola często sięgać też będziemy po siekierę
oraz młotek, aby pozyskać drewno oraz kamień. Zasoby te porozsiewane są po
całej mapie, jednak na naszych polach jest ich najwięcej. Piszę polach, gdyż
tym razem mamy więcej niż jedno pole, a dodatkowo każde z nich ma inną glebę. Ziemia blisko gór jest na przykład bardziej sucha i niektóre rośliny będą
bardziej ją lubiły, niż tę naszą zieloniutką pod domem. Dodatkowych hektarów na
szczęście nie musimy dokupować. Czekają one na nas i możemy ich używać wraz z
odblokowaniem danej części mapy. Jak widać miejsca na plony jest bardzo dużo.
Nie przesadzę nawet, jeśli napisze nawet, że za dużo. Zwłaszcza że choćbyśmy
pieczołowicie wykarczowali nasze pola to za chwile znów pojawią się na nich chwasty
i odrosną drzewa a nawet… kamienie! Dziwne to, ale w zasadzie przemyślane, bo
jest to niekończący się sposób na zasoby.
![]() |
Nie wszystkich drzew i kamieni można się od razu pozbyć. |
Jeśli ktoś pamięta, do Back to Nature wymagało od nas,
abyśmy wykonali danym narzędziem określoną liczbę „użyć” zanim można było je ulepszyć.
Pozbyto się takiego rozwiązania. Konewkę czy inną siekierę możemy upgradować
kiedy chcemy, pod warunkiem że mamy wystarczająco dużo pieniążków i metali
szlachetnych.
Ulepszenia
Z nowości można jeszcze wspomnieć o możliwości zakupu
nawozów oraz herbicydów, przynęty na ryby, a także o wierniejszym odwzorowaniu
zachowania roślin. Chodzi o to, że już nie rośnie nam wszystko na grządkach jak
pod sznurek, ale na przykład po przebudzeni możemy zobaczyć, że co któraś roślina
nam zwiędła bez jakiejś konkretnej przyczyny. Możemy tylko się domyślać, że
wpieprzyła je jakaś mszyca, bo wczoraj wszystko wyglądało jeszcze bardzo
ładnie. Poza tym często miejsce mają wyraźne symptomy, że coś roślinie nie pasuje (np.
podłoże) i najprędzej zwiędnie. Stan roślin odwzorowany jest w ikonkach
pojawiających się, gdy się do niej zbliżymy. Będąc przy ikonkach - nawet zasoby
fizyczne naszego bohatera są przedstawione za pomocą serduszek u góry ekranu. Każda
akcja męczy go, a po wykorzystaniu serduszek mdleje i budzi się w swoim domu.
Poprzedni dzień idzie na marne. Szkoda, że zapał do pracy tak szybko postaci
mija i nie sposób odnowić zapasów energii np. przez znane nam z poprzednich części wylegiwanie się
na trawce.
![]() |
Ole ole, duże pole! |
Jeśli ktoś lubił krasnoludki mieszkające za kościołem w BtN, to z pewnością polubi także duszki (Sprites of Crops), mieszkające w naszym ogródku. Będą one naszymi przewodnikami po grze. To znaczy nie pozwolą nam zgubić fabuły, przypomną co teraz należy zrobić i gdzie się udać. Jakby nie patrzeć, gra jest mocno liniowa. Po pierwsze często natkniemy się na zablokowane ścieżki i są one mało subtelnie schowane. Właściwie wcale nie są schowane. Na końcu drogi leżą zwalone kłody drzewa oraz znak zakaz wstępu. Dobrze, że nie postawiono tu jeszcze dwóch celników z bronią. Ta liniowość także przenosi się na uproszczenie gry.
![]() |
U panów Duszków w domku z drzewa. |
Aż oczy i uszy bolą
Przechodząc do kwestii graficznej od razu przyznam, że nie
zamierzam być w tej materii delikatną. Może i po jakimś czasie można się do
tych wynaturzeń przyzwyczaić, ale gra jest ona po prostu nieładna. O ile tła są dość zbliżone
do BtN i innych sztandarowych produkcji spod szyldu Harvest Moon, to same
postaci umieszczone w świecie są jakby z innej bajki. Jest to zupełnie inny
styl graficzny, są wychudzone i wyciągnięte w górę. Najgorsze są zbliżenia na
twarze w momentach rozmów bohaterów. Buzie wyglądają jak balony z namalowanymi
markerem oczami i ustami. Wszystko to zabiera radość i sprawia wrażenie, jakby
grafika była gorsza nawet niż w BtN, mimo że dysponuje większą rozdzielczością.
Sam bohater wyrażając zdziwienie ma tak wielkie oczy, jakby miał problemy z
tarczycą i w ogóle od początku zaczęłam się zastanawiać, jak on tu znajdzie
żonę skoro wkoło same paszkwile. Na szczęście coś się znalazło.
Utwory na
farmie i w miasteczku, a także podczas cutscenek, niezależnie od pory roku nie
zapadają w ucho i nie będziecie ich później nucić. Ogólnie udźwiękowienie nie
jest najgorsze, wszelkie echa czy dźwięki są poprawne (prócz świerszczy, które
brzmią, jakby były zrobotyzowane), ale to właśnie muzyka jest najsłabsza. Kwestia
voiceactingu zostanie z oczywistych kwestii pominięta (postaci nie mówią, jedynie
czytamy ich wypowiedzi).
![]() |
Koleś koniecznie musi zbadać poziom TSH. |
Mieszkańcy Beacon
Town
Trzeba przyznać, że bardzo niewielu bohaterów jest dobrze
napisanych. Początkowo, gdyby nie różne kolory włosów, nie byłabym w stanie ich
rozróżnić. W Beacon Town znajdziemy wiele magii, czarodziejów i
czarownic. Niektórzy przepowiedzą nam, jaka jutro będzie pogoda, a inni zdradzą jaką rzecz lubi osoba w której się zakochaliśmy. Jak to w
serii HM bywa, każda osoba ma na przykład bardziej od innych ulubiony kwiat,
którym szybciej zdobędziemy jej serce. Tak więc żonom/mężom standardowo
zanosimy kwiatki i inne błyskotki tak, aby zdobyć u nich największą liczbę
nutek (tym razem nie serduszek). Będzie tu pora na postaci i wydarzenia
śmieszne jak i magiczne czy wzruszające, tym przecież charakteryzuje się Harvest
Moon. Nie ma co jednak liczyć na fabularne ani nawet rozrywkowe arcydzieło.
Najbardziej boli fakt, że jako gracz czuję się mocno
oszukana. Czekać tak długo na wersję pecetową i dostać produkt niczym dla
tabletu i to jeszcze za sto złotych i rozczarować się… Może nie jakoś
strasznie, jednak uważam, że po 20 latach tworzenia gier z serii Harvest Moon, producenci
powinni się czegoś nauczyć i wydać perełkę, a nie bazować na dobrym imieniu,
które marka zawdzięcza wcześniejszym odsłonom i na tym zbijać pieniądze.
A więc czy grę warto kupić? Tylko jeśli jesteś fanem i masz do czynienia z dużo niższą ceną. A przede wszystkim w momencie gdy pomniejsze błędy zostaną wyeliminowane aktualizacjami. Zwłaszcza nie taki znów
mały błąd, dotyczący spadku wydajności gry, bo optymalizacja w przypadku Light
od Hope to jednym słowem żart. Gra jako całokształt może nie zasłużyła na
obdarowanie przydomkiem „żart”, jednak nie wyróżnia się niczym znacznym od
poprzednich części. Więc jeśli kiedyś grałeś w jakiś Harvest Moon i Ci się
podobał, to może lepiej daruj sobie tegoroczny tytuł, gdyż mimo kilku udogodnień
nie uświadczymy tu żadnych fenomenalnych rewolucji godnych uwagi.
![]() |
Wplątanie magii do gry zawsze było plusem serii. |
+ kilka udogodnień mechanicznych
+ długa (ale to atrybut każdego Harvesta)
+ wzbogacona sekcja pogodowa
+ długa (ale to atrybut każdego Harvesta)
+ wzbogacona sekcja pogodowa
- nic nowego od lat
- trąci grą na urządzenia przenośne
- kiepska optymalizacja
- monotonna (to też atrybut Harvesta, ale tutaj monotonię czuć wybitnie mocno)
- trąci grą na urządzenia przenośne
- kiepska optymalizacja
- monotonna (to też atrybut Harvesta, ale tutaj monotonię czuć wybitnie mocno)
5/10
Data premiery: 14.11.2017