Można wierzyć w różne rzeczy, ale czy uwierzycie, że do
Quantum Break przekonała mnie już sama okładka gry oraz tematyka poruszająca
zagadnienia fizyki kwantowej? Naprawdę więcej nie było mi trzeba. Żadnych
trailerów przed rozgrywką, żadnych cudzych letsplejów, żadnych wcześniejszych
recenzji. Po prostu zasiadłam i od pierwszych minut wiedziałam, że to jest to. Więcej - często mam przebłyski geniuszu (żart) i po pierwszych kilku sekundach wiem już, że gra będzie doskonała. Tak było i tym razem.
W czym tkwi moc Quantum Break?
Moim zdaniem we wszystkim po trochu, ale przede wszystkim w
byciu hybrydą świetnego serialu oraz niewiele gorszej gry. Ta podzielona
została na 5 epizodów, a pomiędzy nimi dostaniemy odcinki interesującego
serialu ze znanymi aktorami. Jako że mamy serial, który jest ważnym elementem
całego tytułu, postaci w nim występujące zostały przeniesione do świata gry.
Wyszedł z tego naprawdę soczysty kąsek. Łączna ilość godzin spędzona przed
Quantum Break to w moim przypadku 10. Jest to ilość satysfakcjonująca jak i
cała historia, którą opowiada ta hybryda. Studio odpowiedzialne za Alana Wake’a
weszło na rynek z czymś zupełnie nowym, a to się chwali.
O co tu chodzi?
Jack Joyce (Shawn Ashmore) to facet, który ma za sobą trudne
dzieciństwo, z jeszcze trudniejszym bratem naukowcem - Willem (Dominic Monaghan).
Od kiedy ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym przestali się dogadywać i w
efekcie Jack zniknął z życia Willa.
Może i nie w moim guście, ale mimo wszystko piękny (graficznie) Jack |
Pewnej nocy Jack dostaje wiadomość od Paula Serene’a (Aidan Gillen). Paul był przyjacielem braci i razem z nimi wychowywał się od pierwszych lat życia. Serene jest przede wszystkim biznesmenem. Przewodzi firmie Monarch Solutions, która zajmuje się opieką nad szeroko pojętą nauką. Zatrudnia na przykład absolwentów z uczelni w Riverport, a także wspiera finansowo przedsięwzięcia naukowe tej właśnie uczelni.
Jack stawia się na wezwanie Paula, lecz w chwilę później nie
jest pewien czy dobrze zrobił przyjeżdżając do dawnego przyjaciela. Jeszcze tego
nie wie, ale Paul zafascynowany odkryciami Willa postanowił samemu zabawić się
w naukowca i poeksperymentować z czasem. Ale do tego potrzebował właśnie Jacka.
Eksperyment z przeniesieniem się w czasie niestety się nie udał i poskutkował
pewnymi problemami. Otóż czas na świecie zaczął wariować, a najgorsze jest to,
że wszystko to z każdą godziną zmierzało do swoistego końca świata. Czas miał
się bowiem zatrzymać. Od momentu nieudanego eksperymentu zarówno Jack jak i
Paul zostają obdarzeni specjalnymi mocami wykorzystującymi czasoprzestrzeń. Obaj
będą dążyli do naprawienia tego co zepsuli. Problem w tym, że nie ramię w
ramie, a walcząc ze sobą. Wszystko dlatego, że mają inny zamysł na tę sytuację.
Jack chce ratować świat, a Paul jedynie garstkę wybrańców. Te właśnie różnice
sprawią, że z przyjaciół staną się śmiertelnymi wrogami.
Och, ach - Paul Serene (Aidan Gillen) w akcji |
Jak to wyszło?
Na piątkę z małym minusem. Nie jest to mianowicie gra
idealna. Należy jednak do ścisłej czołówki gier innowacyjnych i takich, które jeszcze
długo się pamięta. Serial pewnie wyidealizuję ze względu na Aidana Gillena (w
tym miejscu pozwolę sobie na ochy i achy), choć i męska część graczy wypowiada się
o nim (o serialu) pochlebnie. To, ile i jakie sceny obejrzymy zależy też od
tego jak będziemy grać – ile znajdziek się doszukamy i jakich wyborów w grze
dokonamy. Ale o wyborach później. Na tę chwilę dodam jeszcze, że gdyby z
Quantum Break zrobić pełnoprawny serial, byłby to kawałek niezłego science
fiction. Zarówno on jak i gra, rozbudowany jest na wielu płaszczyznach
fabularnych. Bohaterowie niejednokrotnie okazują się zdrajcami, zmieniają
strony, mamy tu spiski, konflikty interesów – oglądając to sami nie wiemy już
kto jest czarnym charakterem. Nawet Paula Serene’a nie do końca można tak
nazwać. On po prostu nie wierzył, że świat da się jeszcze uratować i
utrzymywał, że przeszłości ani przyszłości nie da się zmienić. Podróżując w
czasie nie uświadczymy tu więc Efektu Motyla. Motto przewodnie Quantum Break „co
ma być to będzie”. Problem w tym, że Jack do końca w to nie wierzył.
W QB zawrzemy wiele znajomości |
Quantum Break od kuchni
Gra oferuje trzy poziomy trudności. Gdy to zobaczyłam
wystraszyłam się, że poziom łatwy będzie tak samo „łatwy” jak w Deus Ex Human
Revolution (czyli wyjątkowo trudny). Jednak faktycznie był łatwy i skradło to
czar grania. A można jeszcze w ustawieniach włączyć wspomaganie celowania to
sprawi, że gra będzie łatwiejsza nawet niż Tetris. Polecam więc od razy grać
minimum na poziomie średnim, aby zachować twarz i odczuwać jakąkolwiek
satysfakcję z grania.
To co wyróżnia postać
Jacka spośród setek podobnych mu bohaterów to jego moce. Podczas wymiany ognia
mamy kilka wariantów manipulowania czasem. Możemy go spowolnić, możemy się
teleportować w inny zakątek mapy, możemy wytworzyć wokół siebie „bąbla” który
uchroni nas przed kulami, albo zamknąć przeciwnika w innym bąblu aby wszystkie
wycelowane w niego kule wbiły się w niego na raz, gdy tylko bąbel pęknie. Moce
te ulepszamy, znajdując w czasie gry źródła Chrononu. Upgrade nie jest jednak
jakoś dotkliwie odczuwany. Według mnie zbędna zabawka.
Linia Czasu |
To, co podobało mi się jednak to Linia Czasu, dostępna w głównym
menu. Można tu na spokojnie prześledzić wszystkie dokumenty, filmy czy maile
znalezione podczas gry. Odblokowujemy także jakby pamiętnikarskie nagrania głównych
bohaterów, które także przybliżają, a nawet pogłębiają nam historię. Jeśli chodzi
o sterowanie Jackiem to jest ono trochę toporne, ale idzie się do niego
przyzwyczaić. Chociaż do powolnego poruszania się Jacka trudno przywyknąć. To
co należy według mnie pochwalić to odwzorowanie postaci aktorów w wirtualnym
świecie. Mimika, uśmiechy, drgania mięśni, a nawet oblizywanie się Paula (och,
ach) to coś z górnej półki w grach akcji. Bajeczne są też momenty, gdy za
sprawą wariacji czasu upadek czegoś (ciężarówki) odbywa się w zapętleniu. Świetna
jest tu też gra świateł. Wszystkiego jednak nie odzwierciedlą screeny. Ma to
sens jedynie w ruchu.
Wybory
I nie chodzi tu o wybory miss. Wybory w Quantum Break nie są
takimi, do jakich przyzwyczaiło nas na przykład studio Telltale Games. Tu nie
ma miejsca na wybory moralne. Już trochę im bliżej do tych, przedstawionych w
Life is Strange (które również igrało z czasem i nie można tu uniknąc porównań). I mimo, że nie są to jak już pisałam wybory moralne, to długo
wlepiałam gały w monitor zanim podjęłam decyzję. Decyzje te podejmujemy czterokrotnie
jako Paul Serene. Dzieje się to pomiędzy epizodami, zaraz przed kolejnym
odcinkiem serialu. Mają one wpływ na to, co zobaczymy właśnie w serialu, ale
nie mają wpływ na zakończenie gry. Mimo to, są świetne.
Podjęcie właściwego wyboru nie jest łatwe |
Karny k*tas za brak polonizacji
Nie narzekam na swój angielski, mimo to czasami niechętnie
czytałam długie notatki w grze, właśnie dlatego, że były po angielsku. Sporo tu
słownictwa naukowego, co dla wielu stanowić będzie dużą przeszkodę. A jest to
niestety konieczne aby w pełni radować się fabułą. Umknie nam wiele smaczków,
jak choćby ten, że pierwszy szczur wysłany przez Willa w podróż w czasie wabił
się Schrödinger. (Edwin Schrödinger to jeden z prekursorów mechaniki
kwantowej). Podczas powstawania gry twórcy współpracowali też z fizykami, więc
można się spodziewać wyjątkowo złożonego kontentu leksykalnego. Gdybym nie znała
angielskiego, to chyba bym się dla tej gry nauczyła. Może to też dlatego, że
gra trafiła tematyką w moje gusta.
Ja też niejednokrotnie łapałam się za głowę grając w Quantum Break |
Quantum Break nie jest kolejnym shooterem, kolejną
przeciętną grą akcji. Ma w sobie coś więcej. Zbudowany jest na podwalinach
nauki, okraszony świetną fabułą i bohaterami. To bardziej eksploracja, podróż
przez przygodę pełną niespodziewanych zwrotów akcji. To bardziej gra w serialu,
niż serial w grze. Niemniej dla mnie jest czymś ambitnym, wyjątkowym, innym. A
jak zawsze podkreślam tego właśnie szukam w grach: innowacyjności, czegoś od
czego rozboli mnie głowa i zostawi z mocną rozkminą. Temu tytułowi się udało.
9/10
Data premiery: 05.04.2016