Yesterday
ukazało się w pierwszym kwartale 2012 roku. Fani hiszpańskiego studia Pendulo
obawiali się, czy deweloperzy dotąd wydający przygodowe gry komputerowe będące
raczej komediami podołają thrillerowi psychologicznemu. Uprzedzając nieco
resztę recenzji mogę śmiało stwierdzić, że owszem, podołali. Jednakże trzeba
dodać, że nie potrafili się powstrzymać, aby w ów thriller nie tchnąć wielu
przezabawnych dialogów. Bowiem kimże byliby twórcy takich hitów jak Runaway czy
The Next Big Thing bez odrobiny komizmu przelanego do rozgrywki?
Yesterday
to nie tylko tytuł. Yesterday to nazwisko jednego z głównych bohaterów, którego
poczynaniami przyjdzie nam kierować. Jego historia jest niezwykle fascynująca,
ale i zagmatwana. Generalnie prawie do samego końca nie wiemy kim był oraz kim
jest. Powiem więcej, John Yesterday sam tego nie wie.
Zanim
zaczniemy przygodę jako John, przez kilka pierwszych lokacji sterujemy dwojgiem
innych bohaterów: Henrym – dzieciakiem bogatych rodziców, który udziela się
charytatywnie, pomagając bezdomnym oraz Cooperem – tłustym przyjacielem
Henry’ego, który nie tylko wygląda na półinteligenta, ale też nim jest. W
pierwszych minutach, gdy gramy jako Henry próbujący dostać się do kryjówki
bezdomnych, zostajemy przez nich pojmani. Z opresji musi wyratować nas więc
nikt inny, jak elokwentny-inaczej Cooper. Przy okazji dowiadujemy się, że banda
bezdomnych jest okultystyczną sektą.
![]() |
Harcmistrz i jego cięta riposta |
Sceny walk są jedynie serią zdjęć
Yesterday
ma do wykonania również inną misję, zleconą mu przez samego Henry’ego Whitea.
Za zadanie ma namierzyć Zakon Ciała, którego głównym guru jest „Inkwizytor” -
morderca o satanistycznych zapędach. Im dalej w przygodę tym bardziej
zaskakujących faktów się dowiadujemy. Prawdziwy przełom następuje w momencie
gdy bohater dowiaduje się, że wcale nie zamierzał się zabić, lecz był on ofiarą
morderstwa i posiada przy tym wcale nie kiepskie nadprzyrodzone moce.
Przygodzie
Johna będzie towarzyszyła też czarnowłosa Pauline, która również skrywa
niejedną tajemnicę, a której ojciec podobnie jak John zgłębiał tajniki
satanizmu.
Gra ma
naprawdę zakręconą fabułę. Dopiero po dwukrotnym jej przejściu mogę stwierdzić,
iż w pełni zrozumiałam o co w tym wszystkim chodziło. Historia jest
nieoczywista i zaskakująca. Charaktery postaci zostały bardzo dobrze
rozrysowane. Nie są „nijakie”, każda odznacza się swoim indywidualnym temperamentem.
Prócz wyrachowanych socjopatów, półinteligentów i sekciarskich degeneratów
natkniemy się również na postaci przekomiczne. Kiedy John odkrywa swą
przeszłość mamy do czynienia z cudacznym indywiduum – ślepym mnichem Ohlakiem.
Każda rozmowa z nim jest nasycona ironią względem Johna. Drugą przezabawną
postacią był harcmistrz z dziecięcych wspomnień Coopera. Jego inwektywy pod
adresem Coopera niejednokrotnie wywoływały na mojej twarzy uśmiech. Humor w
grze można określić jako czarny, niski, chamski, a nawet perwersyjny, czyli
taki jaki lubię najbardziej.
Cała
rozgrywka jest klimatyczna, choć te humorystyczne przerywniki nieraz ten klimat
psują. Niemniej nie jest to jednak minus dla całokształtu gry. Również tło
muzyczne stara się pchnąć grę w kierunku thrillera. Szkoda tylko, że kawałków
muzycznych jest tak mało, bo zaledwie pięć. Każdy z nich ma jednak duszę i
doskonale wpasowuje się w atmosferę. Sporym minusem jest fakt, że miejscami
muzyka cichnie na wiele minut. Jest jej zdecydowanie zbyt mało. Problemy
napotykamy również w momencie synchronizacji głosów bohaterów z ich ustami.
Czasami mlaskają nimi dłużej niż trwa wypowiedź, bądź nagle stają się
brzuchomówcami. Osoba Johna Yesterdaya została również obdarzona głosem
pasującym do anemicznego wychowanka poprawczaka. Nie czułam w nim emocji.
Pozostałe role zostały jednak w przeciwieństwie do Johna obsadzone znakomicie.
John Yesterday i Henry White - dwaj główni bohaterowie
Sam
mechanizm rozgrywki to typowy point and click. Mamy więc lokacje w 2D, używamy
niedużego ekwipunku, chodząc po lokacjach zbieramy przedmioty, łączymy je i
używamy tam, gdzie trzeba. (A czasami nawet tam gdzie nie trzeba, gdyż
kilkakrotnie natkniemy się na potrzebę bzdurnego łączenia przedmiotów na oślep,
by pchnąć akcję do przodu).
Dobrym
pomysłem było „teleportowanie się” bohatera we wskazane przez gracza miejsce.
Zaoszczędziło to znacznie czasu grającemu, jednak zarazem niewątpliwie skróciło
czas gry, a grę można ukończyć w niecałe 4 godziny.
Drugim
pomysłowym rozwiązaniem było zastosowanie systemu podpowiedzi, który aktywował
hotspoty. Tak więc w momencie utknięcia, co jakiś czas można było kliknąć ów
przycisk i tym samym popchnąć rozgrywkę dalej.
Humor i ironia to największe atuty gry
O
dopracowaniu produktu mogą świadczyć wszelkie kwestie związane z używaniem i
znajdywaniem przedmiotów. O ile podczas ich badania brakowało mi voice actingu
(klikając na przedmiot, możemy jedynie przeczytać jego opis), to trzeba
przyznać, że ani razu chcąc dokonać jakiegoś bzdurnego połączenia przedmiotów
nie natknęłam się na komunikat „to się nie uda”. Za każdym razem, gdy chciałam
zrobić coś głupiego, zasypywały mnie ironiczne teksty ze strony gry, jak to
wyjątkowo bzdurną rzecz chciałam popełnić.
Trudno mi
jest jednoznacznie wypowiedzieć się o grafice gry. Pendulo postawiło jednak na
sprawdzone już w ich grach komiksowe tła i postacie. Moim zdaniem zabrały one
nieco powagi grze. A przecież pomysł był tak ciekawy, że gdyby doprawić go
nieco inną grafiką gra z pewnością spotkałaby się z jeszcze lepszym odbiorem.
Dla przykładu można wziąć choćby nieco młodsze od Yesterday Dead Synchronicity,
które również oscylowało wokół kreskówkowej grafiki, a jednak gra przytłaczała
psychicznie jak mało która. To co ujęło grze trochę „mocy” to również brak
animowanych cutscenek. Wszelkie zwroty akcji zostały nam zaimplementowane jako
nieruchome, następujące po sobie obrazki.
Niektóre tła są przepiękne... ale tylko niektóre
Rozgrywka
oferuje nam też kwestie dialogowe i niekiedy możemy zdecydować, którą wybrać.
Nie mają one jednak wpływu na późniejsze wydarzenia. Prawdziwą decyzję możemy
podjąć na samym końcu gry, gdzie mamy do wyboru ukończenie jej jedną z trzech
postaci oraz dodatkowo jedno ukryte zakończenie.
Pisząc o
zakończeniu trzeba wspomnieć, że zakończenia gry po prostu nie ma. To znaczy
fizycznie jak najbardziej jest, gra się kończy, jednak zostawia otwartych kilka
furtek do swej kontynuacji, którą będzie Yesterday Origins. Mamy się z niej
dowiedzieć jak John Yesterday posiadł swoje nieprzeciętne moce, cofniemy się w
czasie do Hiszpanii z czasów inkwizycji, a w rolach głównych bohaterów
zobaczymy nie tylko Johna, ale znaną już nam z pierwszej części Pauline.
Yesterday Origins cechować się ma znacznie lepszą grafiką, co sprawi, że po grę
z pewnością sięgnę. Jednak nie tylko grafika mnie do tego zachęca. Otóż historia
Johna zainteresowała mnie do tego stopnia, że chcę poznać każdy jej szczegół.
Lęcę bo chcęęęę! ... To znaczy niekoniecznie chcę, ale już za późno.
+ humor
+ zakręcona fabuła
+ nic nie jest przewidywalne
+ zakręcona fabuła
+ nic nie jest przewidywalne
- niekoniecznie fajna grafika
- statyczne cut scenki sprawiające wrażenie braku dynamizmu gry
7/10