27 czerwca 2016

Projector Face

Gra choć przyjemnie zabijająca czas, to niestety bardzo krótka. Po dwugodzinnej rozgrywce odniosłam wrażenie, że grałam jedynie w jakąś wersję demonstracyjną.

Po raz pierwszy spotykamy Pana Projektora podczas wiekopomnej chwili, to jest przy jego „narodzinach”. Narodziny te nie były sprawą skomplikowaną. Ot zwykły rzutnik, pamiętający poprzednie stulecie wpadł w kupkę ciuchów, po czym z owej sterty wyłonił się główny bohater. Urocze i pomysłowe. 


W grze mamy dostępnych około 9 plansz, między którymi podróżując, próbujemy zjednać sobie dzieci. Bowiem priorytetem Pana Projektora jest zdobycie przyjaciół. Nie będzie to łatwe, gdyż jak można się domyślić, nie ma on aparatu mowy. Jedynym rozwiązaniem wydaje się być puszczanie dzieciom krótkich animacji, których to będziemy szukać podczas rozgrywki. 



Cała gra posiada także konwencję filmu niemego. Nie uświadczymy w nim żadnych głosów, a towarzyszy nam jedynie tło muzyczne oraz odgłosy interakcyjne, takie jak „tuptanie” bohatera czy „bulganie” bagna. 


System grania jest intuicyjny, zagadki proste i nieprzekombinowane. Mamy tu łączenie rzeczy w ekwipunku jak i na samych planszach gry. Sam ekwipunek jednorazowo ma maksymalnie 7-8 rzeczy, ale nie było czuć nadmiaru, jako że na bieżąco wykorzystywało się owe przedmioty. Brakowało mi nieco szybkiego przenoszenia się między lokacjami po dwukliku. Jednak zdaję sobie sprawę, że skróciłoby to grę o dodatkowa godzinę. 

Projector Face jest zabawny. Występuje w nim nieco czarny humor, gdyż bohater zamiast docelowo zabawiać dzieci animacjami, to w efekcie straszy je do łez. Świetne były zmieniające się minki dzieciaczków, kiedy cieszyły się widząc animowanego króliczka, a potem płakały gdy tego zjadał wąż. 


Same lokacje nie przykuwały wzroku, tak jak i udźwiękowienie. Ale Projector Face jest właśnie taką grą. Nic jej generalnie nie wyróżnia, a określić ją można mianem przyjemnej tudzież uroczej.

W dobie ekranów panoramicznych, producent zaserwował nam rozgrywkę w rozdzielczości 4:3. Oczywiście zabieg ten miał na celu wystylizowanie gry, aby trąciła erą pierwszych filmów. Jednak było to moim zdaniem zupełnie niepotrzebne. Moją pierwszą myślą było „nie po to gram na 32-calowym monitorze, aby używać z niego tylko połowę.” 


Ostatni ekran gry zostawia otwartą furtkę do kolejnej części, gdyż choć gra kończy się smutno, to widzimy „coś”, co może przyszłości będzie nadawało się na potencjalnego przyjaciela dla Pana Projektora. Ewentualnej następnej części z przyjemnością się przyjrzę. 

W kilka tygodni po premierze gra kosztuje około 20 złotych. To cena adekwatna do rozrywki, jakiej przy grze uświadczyłam. Jednak nie zmienia to faktu, że gierka jest typowym przeciętniakiem i zginie w gąszczu wielkich produkcji. Szkoda, bo gdyby była nieco dłuższa i miała bardziej poruszającą fabułę, to mogłoby z niej być fajne coś. A tak mamy tylko „jakieś coś”.


4/10