29 maja 2016

Désiré - recenzja

Nasze społeczeństwo jest schorowane do szpiku kości – cytat z gry Désiré.

Tak, społeczeństwo w którym przyszło nam żyć, bezsprzecznie takie jest, a gra o niejednoznacznym tytule Désiré potrafiła bezbłędnie świat ten sparafrazować. Chylę czoła. Gra jest nieoczywista, pełna ukrytych przekazów, dla ludzi myślących, czujących, dla… innych.
Désiré to nie tylko tytuł, oznaczający pragnienie czy też pożądanie. To też imię bohatera, którego poczynaniami przyjdzie nam kierować. Désiré (Dezyderiusz) jest bowiem dwunastoletnim Francuzem, którego poznajemy w 1992 roku i któremu będziemy towarzyszyć w kolejnych oddalonych od siebie czasowo czterech aktach, aż do roku 2022 (czyli jeśli matematyka mnie nie kłamie - do momentu gdy Désiré osiąga wiek 42 lat).




Désiré od urodzenia cierpi na achromatyzm czyli ślepotę barw. Jak sam mówi na początku gry, nigdy nie widział słońca, gdyż w jego głowie zawsze panuje noc. Gracz od razu wie, że gra nie będzie samą eksploracją kolejnych lokacji, a będzie czymś więcej. Ukazuje nam całe zło tego świata. Porusza takie tematy jak pedofilia (w tym księży), konsumpcjonizm, marnowanie energii, homofobia, znęcanie się nad słabszymi, feminizm, samobójstwa, poszukiwanie sensu życia, pośpiech oraz nieustanny progres techniczny, który niekoniecznie jest zbawienny dla ludzkości.

W trakcie rozgrywki spotykamy wielu bohaterów, z którymi przyjdzie nam wchodzić w interakcję. Pojawiają się również majaki Désiré’a. Majaki zobrazowane jako zwykli, przeciętni zjadacze chleba, z którymi rozprawiamy o sensie życia. Dla wielu z nich sensem życia jest konsumpcjonizm, radzą bohaterowi, żeby szedł przez życie niewiele myśląc. Inni znów radzą, aby odciął się od tego całego plugawego świata i niczego nie oczekiwał od życia. Przemyślenia tychże postaci były niezwykle udane i ciekawe. Doskonale wpasowały się w klimat gry. A klimat od początku do końca był ciężki, depresyjny i wciąż miałam wrażenie, że gra skończy się tragicznie. Wszystko to sprawiło, że gra pozostanie na dłużej w mojej pamięci, że wyróżnia się na tle pozostałych, nic nie wnoszących gier, które przechodzimy w jeden wieczór.



Désiré całe swe życie stara się ujrzeć kolory. Poszukuje ich przede wszystkim w miłości, która to nigdy nie jest szczęśliwa w jego szarym, ponurym i okrutnym świecie. I choć z początku jest dobrym, choć zagubionym i słabym dzieckiem, to z czasem ulega złym podszeptom i jego działania na tle moralnym pozostawiają wiele do życzenia. 

Mechanika gry jest intuicyjna. Mamy mały ekwipunek, którego zawartość wykorzystujemy niemal na bieżąco. Nie ma też nielogicznych zagadek i generalnie, choć nie ma uczucia liniowości, to gracz „wie co w grze po kolei ma robić”.  

Niestety gra w niektórych momentach (szczególnie na początku) aż prosi się o wyłączenie. Najzwyczajniej w świecie nuży. Ale czym dalej w historiię tym jest już tylko lepiej. I choć czasami utknęłam na jakiejś zagadce, to walczyłam mężnie tylko dlatego, że chciałam zobaczyć jak rozwija się ta opowieść. Rozczarowało mnie też to, że o ile w scenie wprowadzającej dostajemy pełne udźwiękowienie tzn. głosy bohaterów, to już w samej rozgrywce usłyszymy sama ciszę (o ile ciszę można usłyszeć…) Wypowiedzi bohaterów są bowiem jedynie tekstem pojawiającym się nad postaciami. I to teksem beznadziejnym pod względem graficznym. Czarno-białe tła a na tym tekst pisany białą czcionką. Wielkie nie. Gdyby moje oczy mogły krzyczeć… Myślę że można było rozwiązać to w inny sposób, np. dodając teksty bohaterów poniżej okna z rozgrywką. 



Samego czytania było – co tu ukrywać – dużo, ale nie była to gra przegadana, gdyż niemal każda wymiana zdań niosła za sobą głębsze myśli. W grze mamy też jeden element „nieprzygodówkowy”, ale nie powinien odstraszyć miłośników gier typu point and click. Nie zdradzając zbytnio fabuły napiszę tylko, że nasz Désiré wda się z bójkę, którą to musimy pokierować. 

W pewnym momencie rozgrywki jesteśmy też zmuszeni kierować na zmianę dwojgiem bohaterów co mile urozmaica grę. 

W Désiré zauroczyło mnie niemal wszystko: 
nieprzeciętna długość gry (zanurzyłam się w tej opowieści na około 11 godzin); 
bajeczna, a zarazem przytłaczająca grafika;
doskonale zarysowani bohaterzy;
a przede wszystkim historia delikatnego chłopca z złym świecie, który także chwilami ulega złu.

Muzyka nie jest najwyższych lotów, ot takie tam melancholijne pobrzdękiwanie. Na uwagę zasługuje jednak piosenka z drugiego rozdziału grana na pianinie oraz śpiewana przez kobietę obdarzoną cudownym głosem. Kiedy zaczęła śpiewać, momentalnie porzuciłam klawiaturę i po prostu… słuchałam. 

W Désiré odnalazłam część siebie. Bohater jest alegorią każdego, kto ma uczucia, kto czuje więcej niż inni, kto widzi więcej niż inni, kto cierpi na Weltschmerz. Désiré sam odmawia sobie kolorów w życiu, boi się ich, boi się szczęścia, nie ma odwagi podjąć działania aby cokolwiek w swoim mizernym życiu zmienić. Jest już po prostu przyzwyczajony do szarości, czuje się w niej bezpiecznie, chce być niewpasowany do świata, nie chce mieć z nim nic wspólnego, gdyż na każdym kroku go zawodził.

Ah! I byłabym zapomniała, w grze mamy nikogo innego, jak samego… Jezusa! Ale to nie jedyna kontrowersja. Jest ich wiele więcej i są moim zdaniem dużo bardziej kontrowersyjne te… kontrowersje. Gra jest przeznaczana dla odbiorcy, który ukończył lat 16. Ale dlaczego, to już trzeba zagrać żeby się dowiedzieć. A czy polecam? Dla osób, które w przygodówkach cenią sobie przede wszystkim głębokie myśli i przesłanie – zdecydowanie tak!

6,5/10