10 lutego 2017

Memoranda

Nie trzeba mi było długo zwlekać aby zagrać w grę Memoranda. Dowiedziałam się o niej na niedługo przed jej premierą. Do sięgnięcia po tytuł przekonały mnie dwie rzeczy: wyjątkowo osobliwe screeny (grafika coś w sobie miała) oraz adnotacja twórców z Bit Byterz o tym, że gra inspirowana jest twórczością japońskiego pisarza Harukiego Murakamiego. I mimo, że przeczytałam zaledwie pół jednego dzieła Harukiego (Norwegian Wood) to zaczarowało mnie ono do szpiku kości (przestałam jednak ją czytać, gdy w mojej głowie zaczęły rodzić się niebezpieczne wizje rzucenia się pod pociąg). Chociaż powieści tegoż autora mają gęstą atmosferę i ciężki, egzystencjalny wydźwięk, to lubię ten klimat. Dlatego z marszu zdecydowałam się na Memorandę.

Audiowizualna magia

Najpierw usłyszałam głos Mizuki – głównej bohaterki – głos jakby niedbały, nieco flegmatyczny, który chwycił za serce. Został on idealnie dobrany do tej ekscentrycznej bohaterki. Głosy pozostałych postaci zostały równie świetnie osadzone. Aktorzy doskonale podołali zadaniu, mimo że Memoranda jest grą niezależną. Mówiąc dalej o udźwiękowieniu grzechem byłoby nie wspomnieć o dopracowaniu wszelkich dźwięków dochodzących z rozgrywki. Mowa tu o skrzypnięciach, tykaniu zegarów, szczekaniu oddalonych psów, kapaniu wody. Wszystko to sprawia, że gra mimo iż śniona nieco snem wariata, to nabiera życia. No i bardzo spodobała mi się jak już mówiłam ta dziwaczna grafika, a także twarze sprawiających wrażenie opóźnionych w rozwoju bohaterów. Podkrążone oczy, zmęczone życiem facjaty. Świetne.
Lokacji jest bardzo dużo i staja się dostępne w czasie gry.


Ekscentryczna bohaterka

W poprzednim akapicie pisałam o śnie wariata. Był to zabieg poniekąd celowy. Historia naszej bohaterki zaczyna się bowiem w momencie, gdy dowiadujemy się że cierpi na bezsenność. Mało tego, nie spała już 17 dni (jednak nie próbujcie tego w domu - to fizjologicznie niemożliwe!). Mizuki nie śpi, gdyż w momencie podjęcia próby zaśnięcia, w pobliżu pojawia się okropny stary żeglarz, a żeglarz jest (z braku lepszego polskiego zamiennika) po prostu creepy. Jak bardzo creepy? No na tyle, że uniemożliwia dziewczynie zaśnięcia i mniemam, że gdyby tylko odwiedzał również i mnie, to miałabym takie same problemy ze snem. Jakby tego było mało, Mizuki cierpi na pewną przypadłość związaną z pamięcią – nie może przypomnieć sobie jak się nazywa. Odzyskanie pamięci o swoim imieniu będzie priorytetem wśród zagadek do rozwiązania w grze. Póki jednak się za to zabierzemy, czeka nas wiele innych tajemnic do odkrycia. Tajemnic związanych z mieszkańcami małego, sennego miasteczka, gdzie dzieje się akcja Memorandy.
W prawdziwym życiu nigdy bym nie zajrzała do takich zakamarków.

Kiedy z normalności wypełza nienormalność

Miasteczko skrywa wiele tajemnic, a są nimi najczęściej ześwirowani (i nie, nie jest to za mocne słowo) mieszkańcy. Mamy kociego śpiewaka operowego, który „wyśpiewał” kolorowe kulki częstotliwości muzycznych; mamy faceta, który ukradł słonia, który to z kolei chce przejść przez proces przemiany w człowieka; w podziemnej norze znajdziemy mysz, która pielęgnuje swój ogródek, podlewając go konewką… Spotkamy tu właśnie takie osobliwości, ale nie będę psuła zabawy i nie zdradzę już niczego więcej. W grze rzeczywistość miesza się z fantazją, jednak ciekawe na ile jest to po prostu efekt tego, że Mizuki przysypia na jawie? Można odnieść takie właśnie wrażenie, ale do końca tego nie wiadomo. Niestety po pewnym czasie gra trochę mnie uśpiła. Mimo że zagadek jest sporo i są one niełatwe (biorąc pod uwagę ostatnie produkcje przygodówkowe), to ogólna otoczka gry po jakimś czasie niechcący wyłącza funkcje mózgu (a przynajmniej mojego). Chyba cała ta senna otoczka, niemal ambientowa muzyka i bohaterowie, którym chciało by się dać z liścia i krzyknąć „żyj coś!”, sprawiają, że nie raz miałam ochotę zsunąć się z krzesła wprost do łóżka. 
Czyż ten świat nie jest jak ze snu?
Memoranda to gra inna. Zanurzona w onirycznym świecie pełnym fantazji. Sprawia wrażenie kojącej, jednak z pewnością ze względu na wysoki poziom zagadek nie ukoi naszego mózgu. W tytuł pogramy nawet 10 godzin, co jest obecnie liczbą zadowalającą i o ile w połowie nie uśniemy, to będziemy się dobrze bawić. Aby w pełni cieszyć się z rozgrywki, polecam do gry podejść wyspanym. W Memorandzie jest bowiem coś tak dziwnego, że nawet pisząc o niej zamykają mi się oc…. Zzzz…. Zzzz…

+ oprawa audiowizualna

+ szaleństwo bohaterów
+ długość rozgrywki
- sprzedawana razem z magicznym środkiem na sen

6/10


Data premiery: 25.01.2017