Pierwsza odsłona gier z serii Art of Murder to kawałek
dobrego point and clicka. Jest to zdecydowanie sztandarowy przedstawiciel
gatunku, gdzie rozwiązujemy zagadki, zbieramy przeróżne rzeczy, rozmawiamy z
napotkanymi postaciami i musimy wykazać się logiką. Gra ma już 9 lat, a ja
muszę przyznać, że brakuje mi takich właśnie przygodówek. Nieprzekombinowanych,
z prostą historią, wyważonymi zagadkami i bez udziwnień w mechanice. Zostało mi
powzdychać i od czasu do czasu zagrać w takie właśnie klasyki, aby zresetować
swój przesiąknięty gamingową akcją głowę.
Agentka Bonnet
Bonnet. Nicole Bonnet (bo tak nazywa się nasza bohaterka) to
mówiąc wprost świeżak w szeregach Amerykańskiego FBI. W dniu, w którym zostaje
przydzielona jako partnerka dla agenta Jamesa, jest świadkiem, jak ten zostaje
zastrzelony. Pragnie pomścić tę śmierć i samodzielnie odkryć, kto za tym stoi. Jednak
jej szef od razu przydziela Nicole nowego partnera – Nicka i podsuwa im sprawę
pewnego seryjnego mordercy.
Seryjny Morderca
Seryjny morderca, to taki koleś który morduje. I to na
serio. Ten, który czai się w Art. Of Murder lubuje się w wycinaniu serc swoim
ofiarom, a przy ich ciałach zostawia swoisty podpis: starą hiszpańską monetę z
XVI wieku. Tropy wiodą początkowo w stronę sekty bądź tajemniczych rytuałów, by
z czasem odkryć zupełnie inny motyw zabójstw.
Motyw zabójstw
Wszelkie poszlaki mówią nam o tym, że dotychczasowe ofiary
seryjnego mordercy miały ze sobą coś wspólnego. Wszyscy mieli uczestniczyć w
akademickiej wyprawie do amazońskiej dżungli. Wówczas to, jedna z osób
zapragnęła przeszmuglować nieco kosztowności do Stanów. Nie wszyscy członkowie
wyprawy byli zgodni co do tego przedsięwzięcia. Cała historia jest o wiele
bardziej zawiła i wielowątkowa. Do tego nawet stopnia, że do końca nie wiadomo,
kto jest mordercą. Samo zakończenie też niesamowicie zaskakuje, mimo że za
szybko się kończy. (Zakończenie za szybko się kończy – mam nadzieję, że wiecie
co mam na myśli).
Co agent FBI robi w czasie pracy
Jako Nicole będziemy odwiedzać miejsca zbrodni (a będzie ich
kilka), przebywać w bibliotekach i muzeach celem uzupełnienia niezbędnych dla
śledztwa informacji, wyciągać wiadomości od podejrzanych oraz analizować próbki
krwi bądź innych substancji w laboratorium. Swoją drogą system ten bardzo
kojarzył mi się z popularna niegdyś serią przygodówek CSI. Od czasu do czasu
przyjdzie nam też poszperać w osobistym komputerze agentki, bądź skorzystać z palmtopa
(czy ktoś w tych czasach jeszcze wie o czym mowa?). W trakcie gry kilkakrotnie
będziemy musieli gdzieś zadzwonić, sami także dostaniemy kilka połączeń oraz
SMSów. Prócz lokacji takich jak biuro FBI czy wymienione wcześniej miejsca,
wybierzemy się również do puszczy amazońskiej, która to jest szczególnie
klimatyczną częścią gry.
Stara ale jara
No dobrze, może miłośników świszczących kul nie podjara, ale
osoby, które z przygodówkami bawią się od lat, Art of Murder jest czymś
wyjątkowym. Bohaterka znajdując przedmioty porozrzucane po lokacjach komentuje
je na głos (niestety w języku angielskim, choć tytuł jest dziełem Polaków);
dostajemy kilka ładnych cutscenek; między lokacjami poruszamy się za pomocą
mapy umieszczonej w samochodzie; tła są dopracowane, i cieszą takie drobnostki,
jak odgłosy ruchu ulicznego z oddali. Gra nie jest również przegadana, dialogi
są ograniczone do minimum – do istotnych faktów. Podobało mi się również, że
lokacja nie wypuściła nas aż do momentu, w którym wszystko w niej już
zrobiliśmy. Nie fajne było jednak, że Nicole często mówiła, co należy zrobić
następnie np. „ok, teraz wracam do muzeum”.
Nie tylko ochy i achy
Minusów można niestety również znaleźć w grze więcej. Pierwszym
mnie rażącym był fakt, że w grze można dwa razy zginąć. Na szczęście gra sama
tworzy zapis, zanim przystąpimy do zagrażającej życiu zagadki. Jedna z nich
jest dodatkowo czasówką, do których nie mam nerwów. Twórcy mogli również
zrezygnować z poruszania ustami bohaterów. Bonett memla coś ozorem, ale nigdy w
takt wypowiadanych słów. Okropne. Brakuje też przejścia do kolejnej lokacji po
dwukliku. Czasami trzeba czekać kilka długich sekund (no cóż, ja też mam mało
czasu, nie tylko Wy) aż Nicole przejdzie całą planszę, aby pojawić się na
kolejnej. Boli mnie też serce gdy tylko pomyślę o wersji polskiej. Napisy
bardzo często nie zgadzają się z oryginalną angielską wersją. Dla zobrazowania
gdy Nicole mówi „Nie jestem upoważniona do tego, aby o tym mówić” sekwencja ta
została przetłumaczona na „Niewiele wiadomo”. Facepalm to za mało.
Jak dla mnie Art of Murder przeszło próbę czasu. Choć miło
jest zobaczyć w jaki sposób dzisiejsze przygodówki ulegają unowocześnianiu, to
czasami mam wrażenie, że co za dużo kombinacji to niezdrowo. Dobrze jest wrócić
do klasyki gatunku, gdzie wie się po prostu co kliknąć i jak grać. Ale może to też
kwestia tego, że z wiekiem zamykam się na innowacje. Przecież niejeden z nas
uważa, że to co było kiedyś było lepsze. Ale równie prawdopodobne jest to, że
to jedynie sprawka nostalgii. Czyż i nie ja dziwię się tym, którzy mają radość z
grania w gry retro nazywając wszelkie FPSy rozrywką dla gimbazy? Co kraj to
obyczaj, a o gustach się nie dyskutuje. I dobrze. Dobrze też, że przede mną
jeszcze dwie kolejne odsłony Art of Murder.
+ klasyka gatunku w najlepszym wydaniu
+ nieprzekombinowana historia
+ nastrajająca grozą muzyka
+ wystarczająca ilość znajdziek
+ nieprzegadana
+ zaskakujący koniec
+ nieprzekombinowana historia
+ nastrajająca grozą muzyka
+ wystarczająca ilość znajdziek
+ nieprzegadana
+ zaskakujący koniec
- brak synchro ust z wypowiedziami
- czasówki
8/10
- czasówki
8/10
Data premiery: 01.12.2007