19 listopada 2016

The Sims - 16 lat później - odcinek 1



Rok 2000 był przełomowy nie dlatego, że miała nastąpić apokalipsa, a dlatego że świat dostał w swe łapska grę The Sims. Dziś, w 16 lat po tym wiekopomnym wydarzeniu zapragnęłam odświeżyć wspomnienia rodem z Gimnazjum i uraczyć swe gamerskie oczy i uszy właśnie tymże symulatorem życia człowieczego. 

Panie i panowie, przed Państwem – The Sims – 16 lat później!


Dzień 1.


Gdy powyższy widok ukazał się mym oczom, niczym w piosence Zenka Martyniuka – oszalaaauam! Od razu za ciosem stworzyłam dwóch kolesi: Maksa i Nikodema. Zakwaterowałam ich w jakiejś pustej chatce i zaczęłam ją doposażać.

Instynktownie szukałam możliwości przybliżenia, oddalenia i pochylenia obrazu kółkiem myszy – na próżno. Czyżby 16 lat temu nie było jeszcze myszek z kołkiem?

Kupiłam dwa najtańsze łóżka (różowe), kibelek, kabinę prysznicową, dmuchaną sofę i obowiązkowo najdroższy telewizor plazmowy (gdy The Sims było jeszcze nowością, o plazmowych telewizorach to się nawet człowiekowi nie śniło). 


Nie zostało mi niestety pieniędzy na lodówkę, ale cóż – czekałam co przyniesie los.

Maks, jako że przystojniejszy postanowił zrobić karierę w Showbiznesie i wynajął agenta. Nikodem, jako że brzydki, rudy i w okularach – znalazł w gazecie ofertę pracy jako sprzedawca prażonej kukurydzy.

Nagle, na horyzoncie pojawiła się Wiesia – nastoletnia roznosicielka gazet. Jak to nie można z nią porozmawiać do cholery? Klikałam, klikałam i nic! Trudno. Ale zaraz zaraz, wtem w zasięgu wzroku na moim podwórku pojawia się seksowna (jak na tych kilka pikseli) Majka Ćwir. Ale co to? Zaraz za nią przyczłapał jej mąż – Henryk. No to nici z podrywu.

Zadzwonili do naszych drzwi i dopiero wtedy można było wejść z nimi w interakcje. Maks powitał Majkę gwiazdorskim pocałunkiem, a że gwiazdą jeszcze nie był, Majce się to nie spodobało i odeszła w stronę rudego Nikodema. Tymczasem Henryk poszedł do swojego domu. Albo gdziekolwiek indziej. W każdym razie znikł z pola widzenia.

Nagle wpadłam na szalony plan, żeby zadzwonić po pizzę, skoro nie mam lodówki. I… jak to nie ma telefonów komórkowych? No dobra, coś znalazłam – telefon stacjonarny, wiszący na ścianie. Poczułam się staro… Gdy tylko zawiesiłam telefon na ścianie do domu wtargnął bezpański czarny kot, więc Nikodem zadzwonił na Policję. Kot jednak po chwili wyszedł, zapewne gdy zobaczył, że w naszym domu nie ma nawet lodówki. Po chwili również i Majka nas pożegnała i poszła do siebie, czyli tam, gdzie normalni ludzie mają lodówkę.

O godzinie 15ej po Nikodema przyjechał samochód odwożący go do pracy. Ale stał przed domem 1,5 godziny i trąbił na bezpańskie psy o koty, które nie chciały zejść z jezdni i uniemożliwiały odjazd…

Zaczęło zmierzchać, więc Maks skierował się pod prysznic. Zalał przy tym całą łazienkę. 

Gdy zrobiło się już całkiem ciemno, zauważyłam, że zapomniałam również kupić do domu żarówek (to jest lamp). Trudno – światło telewizora powinno na razie wystarczyć.

Po tym, jak jeden ze zwierzaków zesikał się na chodniku przed nasza posesją Maks przedsięwziął nareszcie stosowne kroki i przegonił te futrzaste towarzystwo.

Gdy Nikodem wrócił z pracy nie zdołał pochwalić się Maksowi, że dostał awans, gdyż ten już słodko spał. 

Wtem na terenie posesji pojawił się szop El Bandito. W napięciu czekałam, co też nawyrabia. Ale ten wywrócił tylko kontener na śmieci i zwiał. Rumor ten obudził Maksa i w efekcie skierował swe kroki do ubikacji, gdyż poczuł parcie na pęcherz. Czy zdziwi kogoś fakt, że ponownie zalał całą łazienkę?



I tak minął dzień pierwszy i noc pierwsza. Chłopaki przeżyli. I to bez lodówki.


Ciąg dalszy nastąpi.