Rok 2000 był przełomowy nie dlatego, że miała nastąpić apokalipsa, a dlatego że świat dostał w swe łapska grę The Sims. Dziś, w 16 lat po tym wiekopomnym wydarzeniu zapragnęłam odświeżyć wspomnienia rodem z Gimnazjum i uraczyć swe gamerskie oczy i uszy właśnie tymże symulatorem życia człowieczego.
Dzień 1.
Instynktownie szukałam możliwości przybliżenia, oddalenia i
pochylenia obrazu kółkiem myszy – na próżno. Czyżby 16 lat temu nie było
jeszcze myszek z kołkiem?
Kupiłam dwa najtańsze łóżka (różowe), kibelek, kabinę
prysznicową, dmuchaną sofę i obowiązkowo najdroższy telewizor plazmowy (gdy The
Sims było jeszcze nowością, o plazmowych telewizorach to się nawet człowiekowi
nie śniło).
Nie zostało mi niestety pieniędzy na lodówkę, ale cóż –
czekałam co przyniesie los.
Maks, jako że przystojniejszy postanowił zrobić karierę w
Showbiznesie i wynajął agenta. Nikodem, jako że brzydki, rudy i w okularach – znalazł
w gazecie ofertę pracy jako sprzedawca prażonej kukurydzy.
Nagle, na horyzoncie pojawiła się Wiesia – nastoletnia roznosicielka
gazet. Jak to nie można z nią porozmawiać do cholery? Klikałam, klikałam i nic!
Trudno. Ale zaraz zaraz, wtem w zasięgu wzroku na moim podwórku pojawia się
seksowna (jak na tych kilka pikseli) Majka Ćwir. Ale co to? Zaraz za nią
przyczłapał jej mąż – Henryk. No to nici z podrywu.
Zadzwonili do naszych drzwi i dopiero wtedy można było wejść
z nimi w interakcje. Maks powitał Majkę gwiazdorskim pocałunkiem, a że gwiazdą
jeszcze nie był, Majce się to nie spodobało i odeszła w stronę rudego Nikodema.
Tymczasem Henryk poszedł do swojego domu. Albo gdziekolwiek indziej. W każdym
razie znikł z pola widzenia.
Nagle wpadłam na szalony plan, żeby zadzwonić po pizzę,
skoro nie mam lodówki. I… jak to nie ma telefonów komórkowych? No dobra, coś
znalazłam – telefon stacjonarny, wiszący na ścianie. Poczułam się staro… Gdy
tylko zawiesiłam telefon na ścianie do domu wtargnął bezpański czarny kot, więc Nikodem zadzwonił na Policję. Kot jednak po chwili wyszedł, zapewne gdy
zobaczył, że w naszym domu nie ma nawet lodówki. Po chwili również i Majka nas
pożegnała i poszła do siebie, czyli tam, gdzie normalni ludzie mają lodówkę.
O godzinie 15ej po Nikodema przyjechał samochód odwożący go do pracy.
Ale stał przed domem 1,5 godziny i trąbił na bezpańskie psy o koty, które nie
chciały zejść z jezdni i uniemożliwiały odjazd…
Zaczęło zmierzchać, więc Maks skierował się pod prysznic.
Zalał przy tym całą łazienkę.
Gdy zrobiło się już całkiem ciemno, zauważyłam,
że zapomniałam również kupić do domu żarówek (to jest lamp). Trudno – światło telewizora
powinno na razie wystarczyć.
Po tym, jak jeden ze zwierzaków zesikał się na chodniku
przed nasza posesją Maks przedsięwziął nareszcie stosowne kroki i przegonił te
futrzaste towarzystwo.
Gdy Nikodem wrócił z pracy nie zdołał pochwalić się Maksowi,
że dostał awans, gdyż ten już słodko spał.
Wtem na terenie posesji pojawił się
szop El Bandito. W napięciu czekałam, co też nawyrabia. Ale ten wywrócił tylko
kontener na śmieci i zwiał. Rumor ten obudził Maksa i w efekcie skierował swe
kroki do ubikacji, gdyż poczuł parcie na pęcherz. Czy zdziwi kogoś fakt, że
ponownie zalał całą łazienkę?
I tak minął dzień pierwszy i noc pierwsza. Chłopaki
przeżyli. I to bez lodówki.
Ciąg dalszy nastąpi.