24 maja 2016

Lilly looking through - recenzja

Lilly Looking Through zachęciła mnie swym podobieństwem do Botaniculi - gry, która odbiega od mojego ulubionego typu przygodówek, jednak mnie oczarowała. I rzeczywiście LLT do Botaniculi podobna jest, jednak jedynie na płaszczyźnie grafiki oraz mechaniki. Może jeszcze fabuła była podobnie "spłaszczona" jak w Botaniculi. Ktoś z Was mógłby zapytać: "A czy w ogóle w LLT jest jakaś fabuła?" Ano, odpowiem że jest.






Otóż przez 10 plansz całej gry, usiłujemy złapać naszego braciszka - Rowa, który to został porwany przez wiatr. I taką też wizję gry miałam, aż do ostatniej planszy, kiedy zrozumiałam, że grę można interpretować na drugi, dużo głębszy sposób. Mianowicie, gdy spotkałam trzeciego bohatera - dziadka Lilly i Rowa, naszła mnie myśl, że kurtyna, przez którą przechodzi Row, a zza której na chwilę pojawił się dziadek, jest kurtyną do tamtego świata - do świata śmierci. A my, jako Lilly, próbujemy naszego braciszka przed tą śmiercią uchronić.


Wspomniane już przeze mnie tła są dopracowane, miejscami imitują widok 3D, jednak bardzo subtelnie i jest to zabieg ciekawy.

To samo z udźwiękowieniem. Mimo że "dialogi" zmieściłyby się w jednej linijce, to głosów dwojga dzieci oraz trzeciego, starszego bohatera, chciało się po prostu słuchać. Dopracowano wszelkie skrzypienia, uderzenia, a muzyka w tle śmiało nadawałaby się na muzykę relaksacyjną. Sam interfejs, budowany we flashu, nie dawał szansy na zbytnie urozmaicenie, ale nie było to wadą. Prostota przechodzenia kolejnych plansz była frajdą, gdyż można było skupić się na zagadkach logicznych, a nie bzdurnych, na siłę wymyślonych (jak to bywa w niektórych grach) połączeniach przedmiotów. Bowiem w LLT nic nie zbieramy na potem, nie zawalamy ekwipunku, nic z niczym nie łączymy, a jeśli już coś znajdziemy to generalnie używamy tego od razu.


W rozgrywce możemy skorzystać też z systemu podpowiedzi, polegającego na podświetlaniu się elementów, z którymi możemy wejść w interakcje. Moim zdaniem, gracz obyłby się i bez tego, gdyż znajdowanie takich elementów nie stanowiło wyzwania. Fajnym rozwiązaniem są gogle, które przenoszą Lilly między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Z podobnym efektem mieliśmy już do czynienia w grze Fire od Daedalic Entertainment. Sprawiało to, że gracz miał do dyspozycji jakby dwa razy więcej plansz. Otóż jeśli rozwiązanie zagadki nie kryło się na jednej z nich, odpowiedź musiała być na drugiej.


Jedynym problemem, jaki napotkałam było dostosowanie długości pompy pod koniec gry. Trzeba było ją zwinąć do końca i rozwinąć ponownie, aby mogła się prawidłowo ułożyć. Poza tym sterowanie nie stanowiło żadnego problemu.

Wizualnie gra może wydawać się zaadresowaną do dzieci, ale albo mój mózg jest już nieco starawy, albo gra wcale dla dzieci nie jest, gdyż miejscami miałam nad czym główkować, w szczególności pod koniec gry, gdy do akcji wkroczyły dzwony.


Sam koniec gry otwiera furtkę na kolejną część, w którą (jeśli oczywiście się pojawi) zagram, jednakże jedynie po to, aby dowiedzieć się, czy moja interpretacja gry była prawidłowa. Sama rozgrywka nie sprawiła mi zawrotnej frajdy, mimo że miłośnicy główkowania na pewno coś w niej dla siebie znajdą.